Na dworze jeszcze ciemno, a my rozlokowani wygodnie w przedziałach, wyruszyliśmy na 3-dniową wycieczkę do Gdańska. Było nas czternaścioro, w tym dwie wychowawczynie od początku do końca nad wszystkim czuwające. Podróż minęła szybko i przyjemnie, a sam Gdańsk powitał nas iście przedwiosenną pogodą.
W Schronisku Młodzieżowym, naszej przystani na najbliższe trzy dni, zostawiliśmy bagaże i zgodnie z planem pojechaliśmy do Muzeum II Wojny Światowej. Tu każdy mógł dosłownie dotknąć historii. I tak: byliśmy na tajnych kompletach, zetknęliśmy się z codziennością okupacyjnego dnia, poznaliśmy okupacyjny jadłospis i modę. Po obiedzie czekał nas długi spacer wzdłuż morza. To była znakomita okazja, by bliżej się poznać. Żartom i opowieściom nie było końca i pewnie dlatego czas minął niepostrzeżenie. Zmęczeni ale zadowoleni wróciliśmy do schroniska, by odpocząć i nabrać sił na następne wyzwania. Jeszcze tylko kilka setów w ping ponga, parę chwil przy bilardowym stole i pierwszy dzień za nami.
Drugiego dnia, zaraz po śniadaniu pojechaliśmy do Europejskiego Centrum Solidarności, poświęconego tym, którzy tworzyli naszą najnowszą historię. Trudno w ciągu kilku godzin zobaczyć wszystko, dlatego skupiliśmy się na wybranych tematach, m.in. książkach wydawanych w podziemiu oraz stoczni w 1980 r. Nieco czasu poświęciliśmy też nauce, odwiedzając Centrum Hewelianum. A po obiedzie… po obiedzie czekało nas inne centrum – handlowe i trzeba przyznać, że i tu czas minął błyskawicznie, choć obyło się bez większych zakupów. Duże wrażenie na wszystkich zrobiła również gdańska starówka pełna zbytków, restauracji i nieustającego gwaru turystów i mieszkańców. Po kolacji, by spało się lepiej, udaliśmy się na wieczorny spacer na plażę.
Ostatni dzień wycieczki to wizyta w Akwarium Gdyńskim, w którym rozpoznawaliśmy naszą florę i faunę oraz stanęliśmy oko w oko ze zwierzętami z chłodnych i ciepłych mórz, przez chwilę czując się jak na dalekiej wyprawie. Stamtąd kolejką pojechaliśmy do Sopotu, by przejść się osławionym Monciakiem, a potem pospacerować najdłuższym (ponad 500 m) molo w Europie. Ostatnim punktem wycieczki było wykazanie się sportową sprawnością na lodowisku. Niektórzy śmigali jakby się w łyżwach urodzili, inni udawali, że jeżdżą, jeszcze inni znaleźli bezpieczną przystań przy barierce.
Po kolacji przy muzyce i tańcach podsumowaliśmy naszą eskapadę, przejrzeliśmy setki zdjęć, by następnego dnia rano wrócić szczęśliwie do domu. Oby więcej takich wypraw!